Tag Archives: praca


Rutkowski: Top menedżerowie często nie mają rodzin

Strona główna » Posts Tagged "praca"

„Szukamy potwierdzenia poczucia własnej wartości w pracy, zapominając o paru istotnych elementach, które wpływają na jakość życia” – stwierdza Robert Rutkowski, psychoterapeuta. W rozmowie z blogerką Joanną Rubin, cytuje też Sigmunda Freuda: „Nie można na gruzach szczęścia rodzinnego zbudować sukcesu w biznesie” i tłumaczy, że główny grzech polega na tym, że top menedżerowie często nie mają rodzin. A jeśli nawet je założyli, to się nie angażują, nie uczestniczą w życiu rodzinnym. Nie mają czasu, bo ciągle pracują. Dyskutujemy też o tym, jak ważny jest bunt i że czasami pojawia się myśl, że brawura jest wolnością. Wolnością, która może bardzo źle się skończyć.

Joanna Rubin: Lubimy zmieniać, majstrować coś przy naszym życiu?

Robert Rutkowski: Nienawidzimy zmian, bo one są uciążliwe i nieprzewidywalne. Człowiek z zasady zmian nie cierpli, bo przyzwyczajamy się do nawyków i to nie tylko tych, które wynieśliśmy z domu. Przecież niektóre samodzielnie sobie ukształtowaliśmy. Wiele z nich bardzo często są dla nas niewygodne.

Zmiana wymaga buntu. Kiedy on się zaczyna?

Im szybciej, tym lepiej i korzystniej. Bunt jest oporem przed zastaną rzeczywistością. Tu chodzi też o poznanie swoich ograniczeń, o dowiedzenie się ile i czego możemy sobie wziąć z życia. Jeżeli nie ma buntu, to skąd czerpać informację na ten temat? Przecież właściwie od dziecka w ten sposób badamy świat, tylko że wtedy chodzi głównie o to, aby dowiedzieć, ile możemy nabroić.

Słyszałam o takim przypadku, że szef zwalniał senioralnych pracowników, bo kojarzyli się mu z despotyczny ojcem. Buntował się. Czy nie za późno?

To świadczy o tym, że ta faza dojrzewania była niedoskonała, i to tak delikatnie mówiąc. Szef, który dokonuje mechanizmu tzw. przeniesienia, czyli jakieś jego doświadczenia życiowe mają istotny wpływ na relacje z pracownikami, nie jest profesjonalistą. Jest też to dla niego wielkim ograniczeniem w doborze ludzi, bo górę biorą własne emocje, a nie kompetencje pracownika. To dupa, a nie szef.

Mechanizmy przeniesienia to częsty temat rozmów w Pana gabinecie?

To bardzo popularny mechanizm zbudowany na skryptach, np. tego, jak pamiętamy relacje z dzieciństwa. Często chodzi o dom rodzinny i jednak o ten bunt, dlatego to ważne, żeby on pojawił się wcześniej. Wtedy szybciej załatwiamy wiele trudnych dla nas spraw. Im człowiek jest starszy, tym cięższe są wybory, poważniejsze decyzje. Jeśli konfrontacja z rodzicami, niezgoda ze światem zewnętrznym przesunie nam się na wczesną dorosłość, 24/25 rok życia, to w tym wieku człowiek jest już prawie ukształtowany. I tutaj podnosi się nam poprzeczka, zwiększa się ryzyko podjęcia nieodpowiednich decyzji, które mają istotny wpływ na nas i na ludzi z naszego otoczenia. Tam gdzie są pewne sprawy niepozałatwiane, niewspierające nas skojarzenia np. z ojcem, matką, z pierwsza kochanką, kochankiem, to nagle te emocje mogą nas odciąć od rozumu.

Działamy w afekcie?

Dokładnie. Niektórzy specjaliści mówią, że do 5. roku życia kształtują się kluczowe nawyki u człowieka. Chłoniemy jak gąbka, zasysamy wszystko. Ale tak naprawdę ten proces nie zaczyna się po porodzie, ale już w okresie prenatalnym. Wtedy kiedy płód odczuwa emocje, będąc w organizmie matki. To bardzo ważne o czym ona myśli, co je i czy słyszy od swojego partnera ciepłe, miłe słowa: „Jesteś dla mnie ważna”, „Kocham cię bardzo”, „Będziemy mieli razem dziecko. Przytul się do mnie”. Może też oczywiście słyszeć stek wiązanek, bluzgów. Wtedy ich dziecko, które jeszcze nie przyszło na świat odbiera te komunikaty, a one wpływają na jego późniejsze życie.

Co to dokładnie oznacza?

Te dobre słowa kierowane również do partnerki są inwestycją w emocje dziecka, które niedługo przyjdzie na świat. Bo to dziecko nie zna innych ludzi na świecie, kojarzy przecież tylko rodziców. Od nich ma pierwsze komunikaty, dzięki którym modeluje siebie i świat.

W ogóle chyba kluczowe znaczenie ma to, co słyszymy czy robimy pierwszy raz?

Oczywiście, jest magia pierwszego razu i ona ma znaczące przełożenie na postrzeganie siebie w kontekście innych.

Poproszę o przykład.

Zgłaszają się do mnie mężczyźni, którzy podczas pierwszego sexu byli bardzo przejęci swoją rolą i nie osiągnęli erekcji. Zostali wykpieni przez partnerkę. To są bardzo często impotenci, z dużymi zaburzeniami seksualnymi.

Chodzi o poczucie własnej wartości?

Tak, i wracając do pierwszych doświadczeń życiowych, to jeśli dziecko jest od początku kochane, przytulane, to dajemy mu zupełnie inny fundament do budowanie poczucia własnej wartości. Kluczowe znaczenie ma to, co i jak przychodzi do nas za pierwszym razem.

Jak to o czym Pan mówi przekłada się na problemy osób dorosłych, np. w środowisku pracy?

Szukamy potwierdzenia poczucia własnej wartości w pracy, zapominając o paru istotnych elementach, które wpływają na jakość życia. Sigmund Freud powiedział, że: „Nie można na gruzach szczęścia rodzinnego zbudować sukcesu w biznesie”. Główny grzech polega na tym, że top menedżerowie często nie mają rodzin. A jeśli nawet je założyli, to się nie angażują, nie uczestniczą w życiu rodzinnym. Oni nie mają czasu, bo ciągle pracują.

Właściwie dlaczego ciągle pracują?

Miałem sesję z facetem, który osiągnął niebywałą karierę, jest niezwykle bogatym człowiekiem. Powiedział mi, że gdy był mały, to mieszkał na prowincji i swój zapyziały pokoik oblepił plakatami samochodów. Na tej ścianie miał kilkanaście różnie wypasionych fur. Proszę sobie wyobrazić, że dziś te wszystkie auta są w jego garażu. Do tego dorzucił helikopter, dom z basenem. To stan posiadania dla statystycznego człowieka jest niewyobrażalny. „Jaką masz pasję?”, zapytałem go. Jak pani sądzi, co odpowiedział?

Może kolekcjonerstwo?

Pudło. Pasja to dla niego praca. Pada więc kolejne pytanie: „Kiedy ostatni raz byłeś na urlopie?”. I usłyszałem w odpowiedzi, że z 7 lat temu. To katastrofa. Nie ma możliwości, aby funkcjonowanie na tak wysokim poziomie zawodowym nie odbiło się na naszej psychice.

Jak odbiło się w tym konkretnym przypadku?

Facet codzienne rano się budzi w swojej willi nad oceanem, przy lądowisku dla helikopterów i boi się, że straci majątek, pozycję. Pieniądze, same w sobie, nie koją. Często bywa tak, że człowiek im ma większe pieniądze, tym ma większe poczucie lęku. Szczególnie, gdy nie są to pieniądze, które Anglicy nazywają „old money”, czyli majątek z pokolenia na pokolenie. Tego u nas nie ma za dużo. W Polsce w dużej mierze możemy mówić o karierach wymagających zaangażowania, zdobywania wiedzy, pracy (często korporacyjnej) no i łutu szczęścia, ale to są zupełnie inne kariery niż te, których ludzie doświadczają w Londynie czy w Sztokholmie.

Co właściwie ma Pan na myśli?

Ludzie mają tam zupełnie inny kontakt z pieniędzmi, bo od pokoleń są do nich przyzwyczajeni. Nie mają poczucia, że zaraz coś mogą stracić. To problem pierwszego pokolenia, które się wzbogaca.

To pierwsze pokolenie nie ma skryptu?

Nie ma skryptu posiadania pieniędzy. I to co ciekawe, nawet jak skończymy najbardziej znakomitą uczelnię na świecie, to i tak w dalszym ciągu skryptu nie mamy. Trzeba mentalnie nad nim pracować. W biznesie ważnym elementem jest też to, że możemy doświadczyć porażki. I im więcej mamy, tym więcej możemy stracić. Przecież zdarzają się bankructwa i to szczególnie wtedy, gdy ktoś zostanie okradziony, wykorzystany przez wspólników. Może jednak pojawić się w tym momencie dla niektórych absolutnie abstrakcyjna myśl: „Stracić wszystko, to wszystko odzyskać?”. Pieniądze bywają przecież też formą współczesnego niewolnictwa. Ich brak może więc być synonimem wolności.

Co może być jeszcze współczesnym niewolnictwem?

Sposób myślenia i postrzegania swojej osoby w korporacji. Ludzie tam mają firmowe samochody, laptopy, komórki, mieszkania, wyjazdy, imprezy. To prowadzi jednak do takiego pomysłu, że o to ja mam tyle rzeczy dzięki tej konkretnej firmie. I zaczyna się spłacać jakiś wyimaginowany dług wdzięczności zbudowany jeszcze na obawie, że tę robotę stracimy. Łatwo się w to wkręcić.

Jak to możliwe, że wkręcić też się dają rozsądni ludzie?

Dorośli ludzie ustawiają się w jakichś rolach, ale te role pochodzą w dużej mierze z dzieciństwa. Dlatego bezpośredni link źródłowy to dom. Rodzice bardzo często zapominają o tym, że to jak się do siebie zwracają, jakie komunikaty nawzajem sobie przekazują, że tym kształtują małego obywatela, który przy nich dorasta. Nawet jak ten obywatel jest tak malutki, że go nie widać. Ale to początek, który działa jak efekt motyla. Dzieci nie postępują tak jak im się każe, ale tak jak im się pokazuje. Każdy średnio rozgarnięty student na pedagogice o tym wie, a dlaczego nie wiedzą o tym rodzice? Bo tego ich nikt nie nauczył. Na przykład sami słyszeli w domu kłótnie, krzyki, poniżanie, rozkazywanie. Było dużo lęku.

Jak top menedżerowie reagują na to, że bezpośredni link do ich aktualnych problemów zawodowych to rodzinny dom?

Część z nich do mnie nie wraca, bo to praca trudna, wymagająca dużego wysiłku. Wtedy to są klienci różnych magicznych warsztatów coachingowych, ekstra szybkiego rozwoju, który ma bogatą ofertę na rynku. To taki tuning rozwojowy, będący nierzadko zwykłym oszustwem. Rozmawiałem ostatnio z kobietą wysoko funkcjonującą w biznesie, która jada lunche między Nowym Jorkiem a Pekinem, która ma jeden z najbardziej promiennych uśmiechów, jaki widziałem w moim życiu. Kreacyjnie jest jak Monica Bellucci. Wszystko promienieje, jak tylko wchodzi do pomieszczenia. Pod tym uśmiechem jednak ma ogromny skowyt bólu istnienia. Maskę zakłada perfekcyjnie, bo zresztą wydała ogromne pieniądze na szybkie warsztaty wizerunkowe. Tylko że nie idzie za tym coś, co się nazywa spokój umysłu. Nadal cierpi, nawet bardziej, ale skuteczniej potrafi to ukrywać i skowyczeć z bólu w milczeniu.

Czym jest spokój umysłu?

Czysta prawda, szczęście.

Proces szukania prawdy o sobie wymaga odwagi, wysiłku, zaangażowania, zderzenia się w wieloma mitami. Nagrodą z kolei jest zerwanie kajdan, a wtedy rodzi się wolność i poczucie bezpieczeństwa. Człowiek przechodzi z piekła do raju. To trudna droga a my lubimy chodzić skrótami, stąd uzależnienie od świata nierealnego stymulowanego alkoholem, narkotykami, władzą czy pieniędzmi. Jeśli przyjrzymy się sferze zawodowej, to ułatwieniem dla takich działań jest to, że w Polsce wpadają na siebie dwa modele zarządzania. Anglosaski, gdzie topowi menedżerowie świetnie sobie radzą z emocjami, wiedzą co to mindfulness, a nawet joga, medytacje i jogging. I ten model zderza się z tym zza wschodniej granicy, czyli ciągłym ochrzanem, zamordyzmem, krzykami, chlaniem wódy, narkotykami i chodzeniem do burdeli, w przerwie między negocjacjami biznesowymi. Taki obraz znam od swoich klientów, z ich delegacji i różnych propozycji harców w towarzystwie kokainy, która w naszej części świata kojarzy się jeszcze z czymś atrakcyjnym.

Ale czy ludziom nie wydaje się atrakcyjne bycie wolnym człowiekiem?

Ten stan jest efektem pewnego procesu, który wymaga wysiłku i konsekwencji w działaniu. To z kolei wymaga czasu. Żeby być człowiekiem wolnym, odprężonym, zrelaksowanym, trzeba dbać o siebie zawsze i wielopoziomowo, czyli odpowiednio i regularnie się odżywiać, uprawiać sport, nie intoksykować się chemią, regularnie płacić mandaty, budować relacje z rodziną. Efekt w postaci poczucia bezpieczeństwa, równowagi, harmonii to konsekwencja jakiegoś bardzo konkretnego sposobu myślenia. Cała nasza rozmowa jest jednak o ludziach, którym brakuje czasu na zmiany. Dlatego oni nie sięgają po rozmowę, spacery, ale po chemiczne czy behawioralne protezy, właśnie dlatego, że zegar szybko tyka. To wtedy pojawia się myśl, że brawura jest wolnością. Ale ta figlarna zabawa najczęściej bardzo źle się kończy.

Na przykład jak?

Te konsekwencje można skwitować jednym zdaniem: uszkodzeniem kory przedczołowej. Kora przedczołowa jest naszym szefem, dyrektorem, która jest odpowiedzialna za realizację planów i marzeń. Zaniedbanie otoczki mielinowej, chroniącej neurony w naszym mózgu, przez kontakt z substancjami neurotoksycznymi, prowadzi do tego, że tracimy kompas, azymut i wpadamy w wir otchłani, o której Nietzsche napisał: „Jeśli długo patrzysz w otchłań, to otchłań patrzy na ciebie”.

 

Robert Rutkowski: pedagog, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta, wykładowca Akademii Psychologii Przywództwa przy Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, autor książki: „Oswoić narkomana”, w latach 2010-2013 opiekun psychologiczny Żużlowej Reprezentacji Polski, która 6 krotnie zdobywała tytuł Drużynowych Mistrzów Świata, w latach ’80 reprezentant Polski w koszykówce.

Joanna Rubin: Bloguję, wywiaduję i dzielę się tym, co usłyszę od strategów i psychologów biznesu. Jestem autorką książki „Twarze polskiego biznesu. Rozmowy na kawie”, w której zamieściłam 10 humanistycznych wywiadów z czołowymi twórcami polskiego biznesu. Fascynują mnie liderzy klasy A, relacje uczeń-mistrz i procesy zmian. Podpisuję się pod słowami Brene Brown: „Wrażliwość nie jest oznaką słabości. To matka kreatywności, innowacji i zmian”.

Polscy gimnazjaliści powyżej średniej europejskiej

Strona główna » Posts Tagged "praca"

Polscy uczniowie utrzymali wysoką pozycję w rankingu międzynarodowym PISA 2015. We wszystkich dziedzinach polscy gimnazjaliści uzyskali wyniki powyżej średniej OECD. Wśród 72 krajów uczestniczących w badaniu nasi 15-latkowie zajęli 22 miejsce w naukach przyrodniczych, 13 miejsce w czytaniu i 18 miejsce w matematyce. W naukach przyrodniczych Polacy zajęli 10 miejsce na 26 kraje Unii Europejskiej biorące udział w badaniu. W czytaniu zajęli 5 miejsce, a w matematyce 9 miejsce.

W Unii Europejskiej lepsze wyniki w naukach przyrodniczych uzyskali 15-latkowie z Estonii, Finlandii, Słowenii, Niemiec, Holandii i Wielkiej Brytanii. Podobne wyniki uzyskali uczniowie z Irlandii, Belgii, Danii, Portugalii, Austrii i Szwecji. W czytaniu lepsze wyniki od nas uzyskały tylko Finlandia, Irlandia i Estonia.

W skali całego globu, na pierwszym miejscu w rankingu w przedmiotach ścisłych plasuje się Singapur (556 punktów), przed Japonią (538 ) i Estonią (534), która wypadła najlepiej z krajów europejskich. W matematyce najlepsi okazali się być także uczniowie z Singapuru (564 punkty), przed Hongkongiem (548) i Makau (544). Najwyższe kompetencje w czytaniu mieli uczniowie z Kanady (535) i Honkongu oraz Finlandii (po 526).

W porównaniu z badaniem z 2006 roku, gdy, tak jak w obecnej edycji, nauki przyrodnicze były główną dziedziną badania – polscy uczniowie uzyskali podobne wyniki w naukach przyrodniczych. W 2006 roku polscy uczniowie uzyskali średni wynik 498 punktów w porównaniu do 501 punktów w 2015 roku. Podobna jest też liczba uczniów uzyskujących najlepsze i najsłabsze wyniki.

Wyniki polskich uczniów uległy poprawie w matematyce w porównaniu do 2003 roku, kiedy główną dziedziną badania PISA była właśnie matematyka. W 2003 roku średni wyniki polskich 15-latków to 490 punktów w porównaniu do 504 punktów w 2015 roku. W czytaniu osiągnęliśmy podobne wyniki jak w 2009 roku, kiedy to czytanie było główną dziedziną badania PISA (506 punktów w 2015 w porównaniu do 500 w 2009)

Między 2006 a 2015 rokiem w Polsce nastąpiła zmiana procentu tzw. uczniów „resilient” o 3.2%. To uczniowie, którzy mimo tego, że pochodzą z rodzin uboższych i słabiej wykształconych, wciąż osiągają najlepsze wyniki. W 2006 roku takich uczniów było 31,4%, natomiast w obecnej edycji w Polsce mamy aż 34,6%. Wynik ten jest lepszy od większości krajów europejskich.

Polscy chłopcy wypadli lepiej niż dziewczyny w głównej dziedzinie badania. Uzyskali średnio 504 punkty, podczas gdy średnia dla dziewczyn wynosi 498 punktów. Średnie wyniki w podziale na płeć są zdecydowanie wyższe niż dla OECD (chłopcy 495, a dziewczyny 491 pkt).

W przypadku oczekiwań co do przyszłej kariery zawodowej związanej z chemią, fizyką czy biologią okazało się, że w Polsce 21% uczniów zakłada w przyszłości taką ścieżkę. Średnia dla OECD w tym przypadku to 24,5%.

Badanie PISA odbywa się co 3 lata i jest realizowane od 2000 roku. W każdej edycji badacze koncentrują się na pomiarze jednej dziedziny. W 2015 roku były to pytania z zakresu rozumowania w naukach przyrodniczych. Podczas dwugodzinnego testu oceniano także czytanie ze zrozumieniem, myślenie matematyczne, grupowe rozwiązywanie problemów oraz wiedzę ekonomiczną. Badanie w Polsce zrealizowano w marcu 2015 i wzięło w nim udział ponad 5 tys. uczniów, głównie 15-latków ze 160 gimnazjów i 10 szkół ponadgimnazjalnych. Edycja z 2015 roku była wyjątkowa, gdyż uczniowie rozwiązywali testy wyłącznie w wersji komputerowej.

 

Na koniec, czy Nasz wynik jest dobry? Oczywiście można mieć zastrzeżenia i wymagać więcej, ale wyniki gimnazjalistów znad Wisły odbił się echem w światowych mediach – wspomniało o nim m.in. BBC, zastanawiając się, czy walijskie szkoły mogą dorównać polskim. A jak wy uważacie? Wynik jest dobry?

 

Dwa światy

Strona główna » Posts Tagged "praca"

20 listopada przypadał Międzynarodowy Dzień Ochrony Praw Dziecka (Konwencja Praw Dziecka Organizacji Narodów Zjednoczonych). Z tej okazji Papież Franciszek zaapelował w tym roku „Do sumień wszystkich – do instytucji i rodzin – ażeby zawsze chronić dzieci i zabezpieczać ich dobro, tak by nigdy nie popadały one w żadną formę niewoli, werbowania do grup zbrojnych czy znęcania się nad nimi. Niech wspólnota międzynarodowa czuwa nad ich życiem, zapewniając każdemu chłopcu i dziewczynce prawo do szkoły i edukacji, aby mogli oni wzrastać spokojnie i ufnie patrzeć w przyszłość”. 

menonite_childrenDo XX wieku dzieci zatrudniane były w rolnictwie, czy też w fabrykach. Dzisiaj zatrudnianie dzieci w Polsce poniżej szesnastego roku życia jest z pewnymi wyjątkami zabronione (Art. 190 § 2 kodeks pracy). Zgodnie z przepisami polskiego kodeksu pracy młodociany (w wieku do 16 lat) może zostać zatrudniony przy lekkiej pracy w tygodniowym wymiarze czasu do 12 godzin. Przy czym dobowy wymiar czasu pracy w dniu zajęć szkolnych nie może przekraczać dwóch godzin, a w okresie ferii, wakacji szkolnych 6 godzin.

Jak wiadomo życie pisze różne scenariusze. Według szacunków Międzynarodowej Organizacji Pracy około 141 milionów dzieci i młodzieży na świecie, pomiędzy piątym a czternastym rokiem życia zatrudnianych jest bez umowy o pracę, często jako tania siła robocza, w ciężkich warunkach pracy przy produkcji przykładowo ubrań, czy komputerów. Pracują one nierzadko za jałmużnę, rujnując sobie przy tym swoje zdrowie.

W niemieckim magazynie „Fluter” (Nr 36, Jesień 2010, Str. 41, Text: Karen Naundorf: „Lasst uns doch in Ruhe arbeiten!“), wydawanym przez Federalną Centralę Kształcenia Obywatelskiego (BPB) natknęłam się na ciekawy artykuł poruszający te kwestie. Tytuł tego artykułu brzmi „Dajcie nam pracować!”. Autorka opisuje miejsce na świecie, gdzie dzieci walczą o prawo do pracy, by móc wspomóc finansowo swoich rodziców. To miejsce to Boliwia, a bohaterem artykułu jest 12-letni Guido.

Ojciec chłopca zmarł osiem lat temu. Od tego czasu Guido jest jedynym mężczyzną w rodzinie. Matka jego pracuje jako szwaczka. Za swoją pracę nie otrzymuje jednak pieniędzy, lecz jedzenie dla 6760342345_b733054706_bsiebie i czasami też dla dzieci. Rodzina mieszka w pustostanie. Nie płaci czynszu, dopóki dogląda domu. Guido ima się różnych prac. Pracuje u stolarza, gdzie wygładza meble, a gdy tam nie ma zleceń pracuje w autobusach miejskich. Jest zawiadowcą. Praca ta polega na zapraszaniu podróżnych do pojazdu. Na przystankach autobusowych Guido informuje głośno z autobusu o kierunku jazdy, a gdy zbierze się komplet podróżnych i wszystkie miejsca w autobusie są zapełnione, kierowca płaci mu 50 Centavianos , które odpowiadają około siedmiu eurocentom. Kilo kurczaka kosztuje w Boliwii około 12 Bolivianosów. Guido musi zatem obsłużyć dziennie 24 autokarów, aby zarobić na obiad dla rodziny.

Pracujące dzieci w Azji, Afryce czy Ameryce Łacińskiej zrzeszają się w m.in. organizacji ProNATs, które występują przeciwko zakazom pracy. ProNATs walczą o godne i bezpieczne warunki pracy, ubezpieczenie zdrowotne i czas pracy umożliwiający im jednoczesne kontynuowanie nauki. Skrót NATs oznacza w języku hiszpańskim „Niños, Niñas y Adolescentes Trabajadores“. W języku angielskim przyjęła się nazwa WCY („Working Children and Youth”) czy na terenach francuskojęzycznych EJT (Enfants et Jeunes Travailleurs).

W organizacji tej działają również wybitni eksperci, jak m.in. Prof. Dr. Manfred Liebel, który uczestniczy w posiedzeniach Komisji Rozwoju Parlamentu Europejskiego gdzie wymieniane są poglądy o sytuacji pracujących dzieci. Na polskich stronach internetowych nie znalazłam żadnych informacji na temat tej organizacji.

Dzieci w Boliwii są zdania, że nieludzkim byłoby zabronić im pracy. „Musimy pracować, aby nie umrzeć z głodu! Gdyby zabroniło nam się legalnej pracy, nasza sytuacja stała by się jeszcze gorsza. Nie moglibyśmy bronić naszych praw przed złymi pracodawcami i przed wyzyskiem nas”. W Boliwii od niedawna zniesiono zakaz pracy dzieci. Boliwijska Konstytucja w artykule 61 ustęp 2 zabrania zmuszania dzieci do pracy i ich wyzysku. „Przestaliśmy być przestępcami!” – cieszą się dzieci w Boliwii.

 

Maja Redlińska