© 2010-2015 Fundacja Humanites
Wyniki badań przeprowadzanych w ostatnim czasie na europejskich i światowych menedżerach (Best Companies For Leadership, Hay Group 2011) wskazują, że równowaga między pracą a życiem osobistym jest jednym z najważniejszych cech skutecznego lidera.
W tych samych badaniach przeprowadzonych wśród polskiej kadry zarządzającej wartość ta w ogóle się nie pojawia. Dlaczego? Czy polscy menedżerowie i szefowie firm tak świetnie godzą sprawy zawodowe i prywatne, że nie jest to dla nich wyzwanie? A może nie są świadomi, ile czasu poświęcają na pracę, a ile na rodzinę?
Z badań Centralnego Instytutu Ochrony Pracy wynika, że ponad 70 proc. osób pracuje powyżej 9 godzin dziennie. Gdy porównujemy to z czasem pracy w krajach OECD, okazuje się, że przeciętny Polak rocznie spędza w pracy niemal 400 godzin więcej niż statystyczny obywatel najlepiej rozwiniętych państw świata. Jeśli do godzin pracy dodamy czas poświęcany na dojazdy, to okaże się, że żyjemy głównie pracą. Rzadko to jednak zauważamy – i tu widzę problem.
Na zapracowanie narzekają nie tylko rodzice, ale też dzieci, które w związku z nieobecnością rodziców coraz więcej czasu spędzają na zajęciach dodatkowych. Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2008 r. w ramach Dni Odporności, 52 proc. dzieci ze szkół podstawowych stwierdziło, że rzadko ma czas wolny dla siebie. Co czwarty pytany skarżył się na chroniczne zmęczenie.
Po trudnym energetycznie dniu swój czas poświęcamy głównie dzieciom. Kąpiemy je, czytamy im do snu, ale im są one starsze i im mniej miały wcześniej z nami kontaktu, tym trudniej jest z nimi zbudować dialog w ciągu kilkunastu minut. Chyba, że ma się on skończyć awanturą i trzaśnięciem drzwiami. Często zresztą nie jest to dialog, ale monolog, w którym przekazujemy nastolatkowi wyraz niezadowolenia z poziomu porządku w jego pokoju i zaangażowania w sprawy domowe.
O ile nie musimy wieczorem na chwilę usiąść przed laptopem, by przygotować się na wyzwania jutra, zostaje nam jeszcze wolny moment na rozmowę ze swoim partnerem. Zanim zmorzy nas sen, zdołamy omówić sprawy administracyjne: kto zrobi zakupy, zawiezie dzieci do szkoły, odbierze je z zajęć dodatkowych. Na to, aby po prostu pogadać i spędzić ze sobą wieczór, brakuje nam nie tylko czasu, ale często też energii.
I tak z dnia na dzień tracimy kontakt, zdolność i chęć do rozmowy nawet o codziennych sprawach z najbliższymi sobie ludźmi – i przestajemy współodczuwać z nimi życie. Z czasem podejmujemy decyzję o rozstaniu, bo już nic do siebie nie czujemy lub trwamy w swoich związkach ze względu na dzieci. A przecież jako liderzy wiemy, że w organizacji (a jest nią również rodzina) sedno stanowi dobra komunikacja. Inwestujemy w szkolenia pracowników w tym zakresie, potrafimy perorować godzinami, jak ważna jest dla firmy otwarta komunikacja wewnętrzna.
Tymczasem coraz gorsza komunikacja w domu sprawia, że zaczynamy się w nim czuć obco. Mamy poczucie, że staje się ono więzieniem, pełnym kłótni, pretensji i oczekiwań, którym nie jesteśmy w stanie sprostać. Wolimy więc spędzać więcej czasu w pracy, gdzie cieszymy się szacunkiem, kontrolujemy sytuację i czujemy – dzięki relacjom z podwładnymi – przypływ energii i emocji.
Dla wielu menedżerów ten scenariusz brzmi znajomo. Mam poczucie, że liderzy to zazwyczaj ludzie spełnieni zawodowo. Osiągnęli dużo w sensie kariery zawodowej, reputacji w branży i dochodów. Nie jestem jednak pewna, czy w parze z zawodowym sukcesem idzie równie duża satysfakcja z życia osobistego. I czy liderzy ci w należytym stopniu dostrzegają znaczenie równowagi między życiem prywatnym a zawodowym oraz jej wpływ na swoją efektywność.
Sądzę, że w dużej mierze wynika to z perspektywy, ukształtowanej w ostatnich dwóch dekadach. Pokolenie, które stworzyło firmy, hołdowało tezie, że rzeczywistość zawodowa i prywatna to dwa światy, a firma wymaga bezwzględnej dyspozycyjności i zaangażowania. Dlatego o rodzinie i obowiązkach domowych raczej się nie wspominało, a niechęć do nadgodzin niejednokrotnie hamowała rozwój kariery. Ktoś, kto podnosił znaczenie relacji osobistych i więzi rodzinnych, mógł łatwo zyskać opinię człowieka słabego, na którego nie można liczyć w ważnych momentach. Powstała szkodliwa, fałszywa alternatywa: przeciwstawienie życia rodzinnego i oddania sprawom firmy.
Dziś coraz częściej słychać głosy, że dom i praca to naczynia połączone. Nareszcie! Jako pracoholiczny reprezentant pokolenia X doskonale wiem, jakie są potrzeby firm, i mam świadomość, że trudno zakończyć dzień o godzinie 17.00. Ale również wiem, że notoryczne wychodzenie z pracy po 19tej, 20tej uzasadniane sytuacjami nadzwyczajnymi powinno być sygnałem do poważnej refleksji nad swoim życiem prywatnym…
Miernika zaangażowania nie może stanowić praca w nadgodzinach, wynikająca z niewłaściwej kultury firmy. Asertywna troska o życie prywatne nie może być odbierana jak lekceważenia pilnych i ważnych obowiązków służbowych, tak jak tłumaczenie się sprawami rodzinnymi nie usprawiedliwia lekceważenia zawodowych zobowiązań. Do obu tych porządków trzeba podchodzić odpowiedzialnie.
Przekonanie, że skuteczne przywództwo wymaga ułożonego życia prywatnego, przebija się powoli. Miarą jakości lidera jest także to, jak radzi sobie z życiem osobistym, relacją z partnerem i dziećmi. Pora porozmawiać o tym szerzej. Znamy wielu menedżerów, którym brak równowagi rodzina-praca zniszczył życie.
Ale są też liderzy, którzy w porę dostrzegli to zagrożenie i znaleźli kruchą, budowaną codziennie równowagę między zaangażowaniem w sprawy firm a owocne, dające im siłę relacje z bliskimi. Nie trzeba czekać na zmianę generacyjną i dominację pokolenia Y, która nie boi się silnie artykułować swoich oczekiwań względem zrównoważenia pełnego zaangażowania zawodowego z pełnym pasji życiem prywatnym. Życia prywatnego nie da się delegować – to odkrycie leży w zasięgu i interesie każdego lidera, aby poczuć prawdziwe spełnienie i wyzbywać się często głęboko ukrywanego poczucia winy.