Tag Archives: balance


Rutkowski: Top menedżerowie często nie mają rodzin

Strona główna » Posts Tagged "balance"

„Szukamy potwierdzenia poczucia własnej wartości w pracy, zapominając o paru istotnych elementach, które wpływają na jakość życia” – stwierdza Robert Rutkowski, psychoterapeuta. W rozmowie z blogerką Joanną Rubin, cytuje też Sigmunda Freuda: „Nie można na gruzach szczęścia rodzinnego zbudować sukcesu w biznesie” i tłumaczy, że główny grzech polega na tym, że top menedżerowie często nie mają rodzin. A jeśli nawet je założyli, to się nie angażują, nie uczestniczą w życiu rodzinnym. Nie mają czasu, bo ciągle pracują. Dyskutujemy też o tym, jak ważny jest bunt i że czasami pojawia się myśl, że brawura jest wolnością. Wolnością, która może bardzo źle się skończyć.

Joanna Rubin: Lubimy zmieniać, majstrować coś przy naszym życiu?

Robert Rutkowski: Nienawidzimy zmian, bo one są uciążliwe i nieprzewidywalne. Człowiek z zasady zmian nie cierpli, bo przyzwyczajamy się do nawyków i to nie tylko tych, które wynieśliśmy z domu. Przecież niektóre samodzielnie sobie ukształtowaliśmy. Wiele z nich bardzo często są dla nas niewygodne.

Zmiana wymaga buntu. Kiedy on się zaczyna?

Im szybciej, tym lepiej i korzystniej. Bunt jest oporem przed zastaną rzeczywistością. Tu chodzi też o poznanie swoich ograniczeń, o dowiedzenie się ile i czego możemy sobie wziąć z życia. Jeżeli nie ma buntu, to skąd czerpać informację na ten temat? Przecież właściwie od dziecka w ten sposób badamy świat, tylko że wtedy chodzi głównie o to, aby dowiedzieć, ile możemy nabroić.

Słyszałam o takim przypadku, że szef zwalniał senioralnych pracowników, bo kojarzyli się mu z despotyczny ojcem. Buntował się. Czy nie za późno?

To świadczy o tym, że ta faza dojrzewania była niedoskonała, i to tak delikatnie mówiąc. Szef, który dokonuje mechanizmu tzw. przeniesienia, czyli jakieś jego doświadczenia życiowe mają istotny wpływ na relacje z pracownikami, nie jest profesjonalistą. Jest też to dla niego wielkim ograniczeniem w doborze ludzi, bo górę biorą własne emocje, a nie kompetencje pracownika. To dupa, a nie szef.

Mechanizmy przeniesienia to częsty temat rozmów w Pana gabinecie?

To bardzo popularny mechanizm zbudowany na skryptach, np. tego, jak pamiętamy relacje z dzieciństwa. Często chodzi o dom rodzinny i jednak o ten bunt, dlatego to ważne, żeby on pojawił się wcześniej. Wtedy szybciej załatwiamy wiele trudnych dla nas spraw. Im człowiek jest starszy, tym cięższe są wybory, poważniejsze decyzje. Jeśli konfrontacja z rodzicami, niezgoda ze światem zewnętrznym przesunie nam się na wczesną dorosłość, 24/25 rok życia, to w tym wieku człowiek jest już prawie ukształtowany. I tutaj podnosi się nam poprzeczka, zwiększa się ryzyko podjęcia nieodpowiednich decyzji, które mają istotny wpływ na nas i na ludzi z naszego otoczenia. Tam gdzie są pewne sprawy niepozałatwiane, niewspierające nas skojarzenia np. z ojcem, matką, z pierwsza kochanką, kochankiem, to nagle te emocje mogą nas odciąć od rozumu.

Działamy w afekcie?

Dokładnie. Niektórzy specjaliści mówią, że do 5. roku życia kształtują się kluczowe nawyki u człowieka. Chłoniemy jak gąbka, zasysamy wszystko. Ale tak naprawdę ten proces nie zaczyna się po porodzie, ale już w okresie prenatalnym. Wtedy kiedy płód odczuwa emocje, będąc w organizmie matki. To bardzo ważne o czym ona myśli, co je i czy słyszy od swojego partnera ciepłe, miłe słowa: „Jesteś dla mnie ważna”, „Kocham cię bardzo”, „Będziemy mieli razem dziecko. Przytul się do mnie”. Może też oczywiście słyszeć stek wiązanek, bluzgów. Wtedy ich dziecko, które jeszcze nie przyszło na świat odbiera te komunikaty, a one wpływają na jego późniejsze życie.

Co to dokładnie oznacza?

Te dobre słowa kierowane również do partnerki są inwestycją w emocje dziecka, które niedługo przyjdzie na świat. Bo to dziecko nie zna innych ludzi na świecie, kojarzy przecież tylko rodziców. Od nich ma pierwsze komunikaty, dzięki którym modeluje siebie i świat.

W ogóle chyba kluczowe znaczenie ma to, co słyszymy czy robimy pierwszy raz?

Oczywiście, jest magia pierwszego razu i ona ma znaczące przełożenie na postrzeganie siebie w kontekście innych.

Poproszę o przykład.

Zgłaszają się do mnie mężczyźni, którzy podczas pierwszego sexu byli bardzo przejęci swoją rolą i nie osiągnęli erekcji. Zostali wykpieni przez partnerkę. To są bardzo często impotenci, z dużymi zaburzeniami seksualnymi.

Chodzi o poczucie własnej wartości?

Tak, i wracając do pierwszych doświadczeń życiowych, to jeśli dziecko jest od początku kochane, przytulane, to dajemy mu zupełnie inny fundament do budowanie poczucia własnej wartości. Kluczowe znaczenie ma to, co i jak przychodzi do nas za pierwszym razem.

Jak to o czym Pan mówi przekłada się na problemy osób dorosłych, np. w środowisku pracy?

Szukamy potwierdzenia poczucia własnej wartości w pracy, zapominając o paru istotnych elementach, które wpływają na jakość życia. Sigmund Freud powiedział, że: „Nie można na gruzach szczęścia rodzinnego zbudować sukcesu w biznesie”. Główny grzech polega na tym, że top menedżerowie często nie mają rodzin. A jeśli nawet je założyli, to się nie angażują, nie uczestniczą w życiu rodzinnym. Oni nie mają czasu, bo ciągle pracują.

Właściwie dlaczego ciągle pracują?

Miałem sesję z facetem, który osiągnął niebywałą karierę, jest niezwykle bogatym człowiekiem. Powiedział mi, że gdy był mały, to mieszkał na prowincji i swój zapyziały pokoik oblepił plakatami samochodów. Na tej ścianie miał kilkanaście różnie wypasionych fur. Proszę sobie wyobrazić, że dziś te wszystkie auta są w jego garażu. Do tego dorzucił helikopter, dom z basenem. To stan posiadania dla statystycznego człowieka jest niewyobrażalny. „Jaką masz pasję?”, zapytałem go. Jak pani sądzi, co odpowiedział?

Może kolekcjonerstwo?

Pudło. Pasja to dla niego praca. Pada więc kolejne pytanie: „Kiedy ostatni raz byłeś na urlopie?”. I usłyszałem w odpowiedzi, że z 7 lat temu. To katastrofa. Nie ma możliwości, aby funkcjonowanie na tak wysokim poziomie zawodowym nie odbiło się na naszej psychice.

Jak odbiło się w tym konkretnym przypadku?

Facet codzienne rano się budzi w swojej willi nad oceanem, przy lądowisku dla helikopterów i boi się, że straci majątek, pozycję. Pieniądze, same w sobie, nie koją. Często bywa tak, że człowiek im ma większe pieniądze, tym ma większe poczucie lęku. Szczególnie, gdy nie są to pieniądze, które Anglicy nazywają „old money”, czyli majątek z pokolenia na pokolenie. Tego u nas nie ma za dużo. W Polsce w dużej mierze możemy mówić o karierach wymagających zaangażowania, zdobywania wiedzy, pracy (często korporacyjnej) no i łutu szczęścia, ale to są zupełnie inne kariery niż te, których ludzie doświadczają w Londynie czy w Sztokholmie.

Co właściwie ma Pan na myśli?

Ludzie mają tam zupełnie inny kontakt z pieniędzmi, bo od pokoleń są do nich przyzwyczajeni. Nie mają poczucia, że zaraz coś mogą stracić. To problem pierwszego pokolenia, które się wzbogaca.

To pierwsze pokolenie nie ma skryptu?

Nie ma skryptu posiadania pieniędzy. I to co ciekawe, nawet jak skończymy najbardziej znakomitą uczelnię na świecie, to i tak w dalszym ciągu skryptu nie mamy. Trzeba mentalnie nad nim pracować. W biznesie ważnym elementem jest też to, że możemy doświadczyć porażki. I im więcej mamy, tym więcej możemy stracić. Przecież zdarzają się bankructwa i to szczególnie wtedy, gdy ktoś zostanie okradziony, wykorzystany przez wspólników. Może jednak pojawić się w tym momencie dla niektórych absolutnie abstrakcyjna myśl: „Stracić wszystko, to wszystko odzyskać?”. Pieniądze bywają przecież też formą współczesnego niewolnictwa. Ich brak może więc być synonimem wolności.

Co może być jeszcze współczesnym niewolnictwem?

Sposób myślenia i postrzegania swojej osoby w korporacji. Ludzie tam mają firmowe samochody, laptopy, komórki, mieszkania, wyjazdy, imprezy. To prowadzi jednak do takiego pomysłu, że o to ja mam tyle rzeczy dzięki tej konkretnej firmie. I zaczyna się spłacać jakiś wyimaginowany dług wdzięczności zbudowany jeszcze na obawie, że tę robotę stracimy. Łatwo się w to wkręcić.

Jak to możliwe, że wkręcić też się dają rozsądni ludzie?

Dorośli ludzie ustawiają się w jakichś rolach, ale te role pochodzą w dużej mierze z dzieciństwa. Dlatego bezpośredni link źródłowy to dom. Rodzice bardzo często zapominają o tym, że to jak się do siebie zwracają, jakie komunikaty nawzajem sobie przekazują, że tym kształtują małego obywatela, który przy nich dorasta. Nawet jak ten obywatel jest tak malutki, że go nie widać. Ale to początek, który działa jak efekt motyla. Dzieci nie postępują tak jak im się każe, ale tak jak im się pokazuje. Każdy średnio rozgarnięty student na pedagogice o tym wie, a dlaczego nie wiedzą o tym rodzice? Bo tego ich nikt nie nauczył. Na przykład sami słyszeli w domu kłótnie, krzyki, poniżanie, rozkazywanie. Było dużo lęku.

Jak top menedżerowie reagują na to, że bezpośredni link do ich aktualnych problemów zawodowych to rodzinny dom?

Część z nich do mnie nie wraca, bo to praca trudna, wymagająca dużego wysiłku. Wtedy to są klienci różnych magicznych warsztatów coachingowych, ekstra szybkiego rozwoju, który ma bogatą ofertę na rynku. To taki tuning rozwojowy, będący nierzadko zwykłym oszustwem. Rozmawiałem ostatnio z kobietą wysoko funkcjonującą w biznesie, która jada lunche między Nowym Jorkiem a Pekinem, która ma jeden z najbardziej promiennych uśmiechów, jaki widziałem w moim życiu. Kreacyjnie jest jak Monica Bellucci. Wszystko promienieje, jak tylko wchodzi do pomieszczenia. Pod tym uśmiechem jednak ma ogromny skowyt bólu istnienia. Maskę zakłada perfekcyjnie, bo zresztą wydała ogromne pieniądze na szybkie warsztaty wizerunkowe. Tylko że nie idzie za tym coś, co się nazywa spokój umysłu. Nadal cierpi, nawet bardziej, ale skuteczniej potrafi to ukrywać i skowyczeć z bólu w milczeniu.

Czym jest spokój umysłu?

Czysta prawda, szczęście.

Proces szukania prawdy o sobie wymaga odwagi, wysiłku, zaangażowania, zderzenia się w wieloma mitami. Nagrodą z kolei jest zerwanie kajdan, a wtedy rodzi się wolność i poczucie bezpieczeństwa. Człowiek przechodzi z piekła do raju. To trudna droga a my lubimy chodzić skrótami, stąd uzależnienie od świata nierealnego stymulowanego alkoholem, narkotykami, władzą czy pieniędzmi. Jeśli przyjrzymy się sferze zawodowej, to ułatwieniem dla takich działań jest to, że w Polsce wpadają na siebie dwa modele zarządzania. Anglosaski, gdzie topowi menedżerowie świetnie sobie radzą z emocjami, wiedzą co to mindfulness, a nawet joga, medytacje i jogging. I ten model zderza się z tym zza wschodniej granicy, czyli ciągłym ochrzanem, zamordyzmem, krzykami, chlaniem wódy, narkotykami i chodzeniem do burdeli, w przerwie między negocjacjami biznesowymi. Taki obraz znam od swoich klientów, z ich delegacji i różnych propozycji harców w towarzystwie kokainy, która w naszej części świata kojarzy się jeszcze z czymś atrakcyjnym.

Ale czy ludziom nie wydaje się atrakcyjne bycie wolnym człowiekiem?

Ten stan jest efektem pewnego procesu, który wymaga wysiłku i konsekwencji w działaniu. To z kolei wymaga czasu. Żeby być człowiekiem wolnym, odprężonym, zrelaksowanym, trzeba dbać o siebie zawsze i wielopoziomowo, czyli odpowiednio i regularnie się odżywiać, uprawiać sport, nie intoksykować się chemią, regularnie płacić mandaty, budować relacje z rodziną. Efekt w postaci poczucia bezpieczeństwa, równowagi, harmonii to konsekwencja jakiegoś bardzo konkretnego sposobu myślenia. Cała nasza rozmowa jest jednak o ludziach, którym brakuje czasu na zmiany. Dlatego oni nie sięgają po rozmowę, spacery, ale po chemiczne czy behawioralne protezy, właśnie dlatego, że zegar szybko tyka. To wtedy pojawia się myśl, że brawura jest wolnością. Ale ta figlarna zabawa najczęściej bardzo źle się kończy.

Na przykład jak?

Te konsekwencje można skwitować jednym zdaniem: uszkodzeniem kory przedczołowej. Kora przedczołowa jest naszym szefem, dyrektorem, która jest odpowiedzialna za realizację planów i marzeń. Zaniedbanie otoczki mielinowej, chroniącej neurony w naszym mózgu, przez kontakt z substancjami neurotoksycznymi, prowadzi do tego, że tracimy kompas, azymut i wpadamy w wir otchłani, o której Nietzsche napisał: „Jeśli długo patrzysz w otchłań, to otchłań patrzy na ciebie”.

 

Robert Rutkowski: pedagog, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta, wykładowca Akademii Psychologii Przywództwa przy Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, autor książki: „Oswoić narkomana”, w latach 2010-2013 opiekun psychologiczny Żużlowej Reprezentacji Polski, która 6 krotnie zdobywała tytuł Drużynowych Mistrzów Świata, w latach ’80 reprezentant Polski w koszykówce.

Joanna Rubin: Bloguję, wywiaduję i dzielę się tym, co usłyszę od strategów i psychologów biznesu. Jestem autorką książki „Twarze polskiego biznesu. Rozmowy na kawie”, w której zamieściłam 10 humanistycznych wywiadów z czołowymi twórcami polskiego biznesu. Fascynują mnie liderzy klasy A, relacje uczeń-mistrz i procesy zmian. Podpisuję się pod słowami Brene Brown: „Wrażliwość nie jest oznaką słabości. To matka kreatywności, innowacji i zmian”.